wtorek, 11 listopada 2014

Przeczytałam: Paulina Młynarska, Beata Sabała-Zielińska - Zakopane odkopane. Lekko gorsząca opowieść góralsko-ceperska

Źródło: http://ksiegarnia.pascal.pl


Dawno się tak nie rozczarowałam książką. Uwielbiam Polskie Tatry, lubię Zakopane, pożyczyłam więc książkę tę z nadzieją na ciekawy przewodnik, a co dostałam?
Będę opisywać jak zawsze fragmentami książki.

Po pierwsze pseudobiologiczny bełkot, jak ja tego nie znoszę! Wszyscy chcą teraz być tacy super-hiper-duper mondrzy i przecież doskonale wiedzą co to DNA, mutacja i zapłodnienie in vitro... No i mamy tu fragment o wspinaczce górskiej,
Nieważne, czy asekurują cię chromosomy XX czy XY, byle by były dobrze wyszkolone. (str.94)
Z biologicznego puntku widzenia taki komentarz jest z jednej strony makabryczny (wyobraziłam sobie te chromosomy w metafazie wiszące na linie w kaskach), a z drugiej żenujący, ktoś chciał tu pokazać, że jest mądrzejszy niż jest. Dla mnie brzmi to po prostu źle.

Po drugie cała książka jest niesamowicie odpychająco napisana. Odbieram ją jako opis Zakopanego dwóch góralek z dziada pradziada, które mówią: my jesteśmy tu swoi, najlepiej gdbyyś tu nie przyjeżdżał, bo nikt cię tu nie chce, ale potrzebujemy twoich pieniędzy, więc przyjedź. Praktycznie każdy rozdział zaczyna się od krytyki turystów, a na końcu, jakby zachowawczo jest zdanie o tym, że one nikogo nie znięchecają, że wręcz zapraszają i nie krytykują... O co chodzi? Jakaś poprawność polityczna(wydawnicza)??? Nie wiem, ale bardzo męcząco sie coś takiego czyta.
Do tego to ciągłe gadanie jak za komuny było źle. Jak to się ma do "przewodnika" po Zakopanem? Przykładowo najpierw piszą, że komunistyczny beton zabronił wypasać owce w górach, bo je niszczyły i och, och, jakie to było tępe, bo potem ustrój się zmienił i owce wróciły w góry, ach, ach, jaki mądry ustrój! Ale czemu nie napisały, że nie wróciły wszędzie, tylko na konkretne hale, bo faktycznie sporo terenów uległo przez wypas zniszczeniu?

Najpierw szydzą z turystów, że jarają się tylko Krupówkami, a potem znajduję takie zdanie:  Większość prywatnych kwater to bardzo porządne pokoje, nierzadko z telewizorem, a prawie zawsze z łazienką (str. 108)
Zwracam uwagę na kolejnośc wymienionych atutów pokoi. No to jak to jest drogie autorki? Jestem głupim turystą z Poznania, ale dla mnie podczas pobytu w Zakopanem najważniejsza jest łazienka w pokoju, a na telewizor nawet nie spojrzę. Rozbawiły mnie tym zupełnie.

W rozdziale poświęconym zwierzętom, czytamy: Dawno temu, gdy góralom głód zaglądał w oczy, polowali na niedźwiedzie. Zawsze jednak była to honorowa walka wręcz, bo nie godziło się iść na niedźwiedzia z flintą. (str. 51)
Jakoś nie do końca chce mi się w to wierzyć...

W rozdziale dotyczącym muzyki i tańca dowiadujemy się, uwaga... że kolęda Oj maluśki, maluśki nie jest kolędą góralską. Nie chce mi się tego sprawdzać. Ale to trochę jakby mit na skalę kraju, nie?

Na temat kobiecego stroju można przeczytać: Pod spodem (pod spódnicą) nie noszono niczego, jeśli nie liczyć tzw. nadołka, czyli pasa grubego zgrzebnego płótna doszytego do dołu koszuli i zastępującego... papier toaletowy lud podpaskę w dzisiejszym rozumieniu tego słowa! Brrrr. (str. 168)
Sorry, ale mi się to kupy nie trzyma (ale mi się adekwatny komentarz pacnął). Biorąc pod uwagę, że zapewne kobieta miała 2 takie koszule to jeśliby użyła tego nadołka jako podpaski lub papieru toaletowego, to co? łaziłaby z resztkami swojego gówna czy krwią przez następnych kilka dni? Co to za bzdura??? Z tego co wyczytałam o innych strojach ludowych wynika, że ten nadołek to były jakby współczesne majtki, po prostu chronił przed zimnem, był z gorszego płótna szyty, które nie nadawało się na koszulę, ale lepiej grzało, bo było grubsze.

Co do stroju jeszcze to niestety nie jest napisane skąd górale mają przy kapeluszach muszelki. Ale spoko, doczytałam sobie w sieci ;p

To co uważam za ciekawe:
1) rozdział o zakopiańskich żydach, o których nic nie wiedziałam
2) informacja o homoseksualiźmie Karola Szymanowskiego
3) czasem wchodzi się do publicznej toalety, a tam na ściance brązowy ślad po czterech palcach, ma to nazwę! A jak! Syndrom 1111.
No, to tyle jeśli chodzi o ciekawsze rzeczy.

To co mnie denerwowało niemiłosiernie w tej książce to takie pisanie pod publikę. Bo to jest chyba taki przepis na dobrą, lekka książkę dla Polaka: trochę o tym jak to komuna była zła i bleee. Co chwilę nawiązania do seksu. Jestem młodą bezpruderyjną kobietą, ale rzucanie żartami z podtekstem seksualnym uważam, za bardzo, bardzo tani chwyt i niestety nie śmieszny, a raczej żenujący. Ale, że w Polsce jest czas na grzeszenie i jest czas na modlitwę to mamy tu i nasze dobro narodowe- JP II! Wielka miłość KAŻDEGO RPAWDZIWEGO POLAKA (jeśli się nie zgadzasz, to wypierdalaj z tego kraju szmato!).I mamy tu oczywiście zachwyt papieżem (chyba nie muszę dopisywać którym? Był tylko jeden, nie? Nasz!).

Ogólnie odradzam, mnie tylko zirytowała i nie mam ochoty patrzeć na twarz Pauliny Młynarskiej, która niestety znajduje się na skrzydełku okładki. Taka ona wielka góralka! a ceperka przecież!

Ocena: 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz