Wracając do książki. Po pierwsze uważam, że każdy, bez wyjątku, powinien ją przeczytać.W niesamowity sposób przedstawia różne wojny, różnych ludzi, kulturowo, religijnie, rasowo różnych, wojny z różnych powodów, czy religijnych czy rasowych, czy po prostu, a w sumie przede wszystkim finansowych. Każda z tych wojen pozostawia po sobie tylko jeszcze większą nienawiść, śmierć i głód.
Źródło:http://www.wiadomosciliterackie.pl/files/miller.jpg
W zasadzie nie jestem w stanie napisać o tej książce nic konkretnego, skasowałam już wiele zdań, każde brzmi pompatycznie i śmiesznie.
To co bardzo mi się w tej ksiażce podobało to swoisty język autora, który często tworzy zdania wg swoich reguł. Jedno zdanie składa się z trzech, bo każde z tych trzech jest ważne samo w sobie. No i brak wygładzania zdań, łagodzenia. Ludzie zdychają z głodu, ludzie śmierdzą. mordują, płaczą, ryczą, ryją ze śmiechu.
Rozdziały ilustrowane są zdjęciami autora. Na każdym ruch, Miller jest fotografem, który potrafi uwiecznić na zdjęciu wystrzeliwany z karabinu czy armaty pocisk. Jego kadry powalają na kolana. Żałuję, że jeszcze nie wydał żadnego swojego albumu.
Ciekawe jest to, że jego opowieści zawsze są obiektywne. Nasi to ci, z którymi aktualnie się znajduje, tamci to ci po drugiej stronie frontu. Jeśli następnego dnia stałby po drugiej stronie frontu, to stałby ze swoimi.
Chyba najbardziej wstrząsającą relacją-wspomnieniami był rozdział Muka, mówią głodni (Kongo). Opis zdychających (cytuję) z głodu ludzi. No i Zdjęcie.
Źródło: http://fototapeta.art.pl/IMG/kpfp/zai2-km.jpg
Tak, ci umierający z głodu ludzie załatwiają się do kartonu UHCR: (z wikipedii) Urząd Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców (ang. United Nations High Commissioner for Refugees) jest organem ONZ upoważnionym do przewodzenia i koordynacji międzynarodowych działań mających na celu ochronę uchodźców i rozwiązywania ich problemów na całym świecie.
Żywność praktycznie do nich nie docierała, bo była wcześniej rozkradana. Millerowi obrazy z Konga będą się śnić. Zresztą nie one jedne zaczną go pogrążać, w końcu jego znajomi stwierdzą, że musi się wyleczyć z obrazów wojny, co uczyni w wojskowej Klinice Stresu Bojowego.
Zawsze, gdy zagrożenie było ogromne, gdy strach miażdżył, Krzysztof Miller mówił sam do siebie: Miller, a chuj! To zaklęcie przewijało się przez książkę jak refren. Miller, a chuj!
Ocena: 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz