poniedziałek, 22 września 2014

Przeczytałam: Scott Carney - Czerwony rynek

Scott Carney Czerwony rynek. Na tropie handlarzy organów, złodziei kości, producentów krwi i porywaczy dzieci. Wydawnictwa Czarne

Źródło:Lubimy Czytać

Książka o handlu tzw. tkanką czyli komórkami jajowymi, łonami (surogatki), narządami, krwią, dziećmi, zwłokami, kośćmi, włosami czy reakcjami organizmu na nowe leki, a tym samym swoim zdrowiem. Chyba nie ma na świecie rzeczy, której człowiek nie umiałby sprzedać. Najczęściej z biedy, w wyniku przymusu (porwania), a czasem z braku innego pomysłu czy chęci na zarabianie.

Książka dość subiektywna, autor potępia praktycznie każdy rodzaj czerwonego rynku (handlu tkanką), a moim zdaniem to tylko i wyłącznie czyjaś sprawa czy sprzeda nerkę, komórkę jajową czy użyczy łona. Natomiast kategorycznie sprzeciwiam się przemocy i przymusowi, który często towarzyszy handlowi tkanką.
Mamy tu opisy wykorzystywania ludzi, którzy z biedy sprzedają np. nerkę, dostają za to znaczną dla nich sumę, ale śmiesznie niską w porównaniu z tym co musi zapłacić dawca, po czym już nigdy nie wracają do zdrowia (nieudolne operacje). W jednym zdaniu: bogaci wykorzystują biednych, bo mogą, bo ich stać. Stać na przedłużenie sobie życia, kosztem życia kogoś innego. Taki pęd do życia wiecznego, muszę żyć za wszelką cenę dzięki przeszczepowi narządu, przetoczenia krwi. To chyba znak naszych czasów, potrzeba nieśmiertelności.

Dwa procedery opisany w książce były mi nieznane.
Pierwszy to porywanie ludzi na fermy krwi, gdzie pobierano od nich maksymalne ilości krwi, a gdy już umierali byli wywożeni i pozostawiani na pastwę los.
A drugi opisywał świątynię, gdzie wierni składali ofiarę swojemu bogowi w postaci ścięcia włosów. Włosy te były później palone przez obsługę świątyni, do czasu gdy zakazało tego prawo - zanieczyszczenie powietrza. Wtedy pojawił się rewelacyjny pomysł - sprzedajmy te włosy, wierni nie muszą o niczym wiedzieć! No więc sprzedają, długie, piękne, mocne i zdrowe hinduskie włosy kobiet sprzedaje się na peruki. Te gorszej jakości i cieńsze są, uwaga! kupowane przez firmy chemiczne, które wykorzystują je do produkcji nawozu lub L-cystyny, która stanowi doskonały dodatek do pieczywa i innych produktów. Wszystko to odbywa się w niesamowitym brudzie i smrodzie, aby później trafić na wyszorowane głowy amerykańskich obywateli.

Trochę mi brakowało kilku informacji w tej książce, była jakby niedokończona. Na przykład nie było wytłumaczone dlaczego indyjskie domy dziecka porywają dzieci rodzicom, skoro same są przeludnione. Raczej nie chodzi tu o prawa rodzicielskie, bo były przypadki rodziców, którzy prowadzili normalne, choć niezamożne domy, ale byli niepiśmienni i nieświadomie podpisywali podsunięte im papiery, na których zrzekali się praw do dziecka. 

Polecam każdemu, kto nie lubi żyć w błogiej nieświadomości. 

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz